Po pierwsze piątek
Po drugie.. no właśnie… Nie wiem czemu, ale na tak postawione pytanie większość rozmówców wzdryga się i często bezmyślnie odpowiada ‚Nic dobrego’. Na zwyczajne „Co słychać?” odpowiadają „Nic” . Zastanawia mnie ta różnica. Czy większość moich znajomych i rodziny to sami nieszczęśliwi ludzie, czy źle zadaję pytanie.
Pomijam swoją osobę, nie wliczam się do obserwacji, poczucie szczęścia u mnie troszkę źle działa. No, ale zdrowe osoby, nierzadko też chodzą zasmucone, przybite. Naturalnie rozumiem, że oprócz poważnych problemów każdy może mieć gorszy dzień. Można pokłócić się z mężem, wściekać na teściową, dzielić biuro w pracy z kretynami, czy ewentualnie cały dzień użerać się z klientami, działającymi nam na nerwy. Dzieci też mogą denerwować, od tego w końcu są
Jest rzeczywiście milion powodów do niezadowolenia. Dla równowagi przydałoby się chociaż 100 powodów do radości. O ile lista naszych narzekań jest nieskończona, to wymienienie jakichkolwiek pozytywów z naszego życia, okazuje się problemem.
Ciekawe bo w końcu wszyscy dążymy niby do szczęścia, a tu proszę…Wszystko, co miało nam to szczęście zapewnić, przysparza nam zmartwień. Wymarzony maż wkurza, super praca nie daje satysfakcji, ukochane dzieci nie chcą się uczyć.
Miewam wrażenie, że uśmiechają się tylko laski z okładek kolorowych czasopism. Szeroko i nieszczerze. Zwykli ludzie zastanawiają się, jak tu usprawiedliwić brak entuzjazmu i tracą czas na szukanie wymówek. żeby tylko nie przyznać, że są szczęśliwi.
A ja zazdroszczę zwykłym ludziom, że mogą czuć szczęście bez farmakologii. Tylko mam jednak wątpliwości, czy oby na pewno je rozpoznają.