Pisałam już tutaj o samotności i braku prawdziwych przyjaciół. Bywa też tak, że nasi przyjaciele traktują nas pozornie bardzo dobrze, a i tak czujemy się troszkę jak książka. Książka, którą można w każdej chwili odłożyć i wrócić do niej, w chwili wolnego czasu.
Odkładamy więc swoich przyjaciół na półkę z napisem „odezwę się później”.
W dobie nowoczesnych technologii, wydaje nam się, że przecież podtrzymujemy kontakt. Tam damy lajka, tu mały komentarz pod fotką, sms na święta, ba nawet na urodziny…takie pozory bycia w pewnej relacji. Mimo darmowych minut nie dzwonimy, nie umawiamy się na spotkanie, bo przecież „tyle pracy”. Tymczasem przyjaciel leży sobie na półeczce i grzecznie czeka aż,(kiedy?) będzie znowu potrzebny.
Jest kilka osób, których mi autentycznie brakuje. Były w moim realnym życiu i pomalutku zniknęły, pozostawiając po sobie tylko imię i nazwisko na liście obecności na fejsie.
Niedawno jedna z takich osób wysłała mi wiadomość, w jednej milionowej części sekundy ucieszyłam się, by po chwili zauważyć, że to przecież spamujący łańcuszek, przesyłany z pewnej okazji do określonej liczby osób. Rozczarowania, oby tylko takie, smakują jednak gorzko…
Jest pewien cytat o przyjaźni , że podobno po latach nieobecności nie wolno w nią wątpić, bo prawdziwi przyjaciele rzekomo zawsze znajdą temat do rozmowy, jakby rozmawiali dzień wcześniej…. Dla mnie to kompletna bzdura.
Poetycko i górnolotnie można uważać jeszcze, że prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Tymczasem moim zdaniem jednego nie zniesie – braku obecności. Tej prawdziwej tu i teraz.