Widziałam ostatnio dziwną prozdrowotną reklamę wielodzietności wykonaną przez Ministerstwo nasze. Zniesmaczyłam się. Zdenerwowałam. Rozczarowałam. Moją dyskusję z mężem na temat tego kuriozalnego spotu reklamowego podsłuchała córka. „Mamo przecież króliczki są miękkie i słodziutkie”, dlaczego więc to, by miało kogoś obrazić, no właśnie dlaczego?Jak wytłumaczyć niewinnemu dziecku, że stereotyp rodziny wielodzietnej porównywanej do królików jest bardzo negatywny. „Mnożą się jak króliki” – tak często mówi się o rodzinach, gdzie liczba dzieci przekracza dopuszczalną społecznie normę. Z takimi stereotypami należy walczyć, a nie powielać i utrwalać je tego typu działaniami.
Zastanawiam się, jaki właściwie cel towarzyszył powstaniu tej reklamy. Twórcy bronią się, że sama dyskusja jest już ich sukcesem. Nie widzą jednak jednego – ta dyskusja dotyczy nie wielodzietności, dzietności czy zdrowego tryby życia (króliczego?) tylko tego, w jaki sposób próbuje się nas do tego zachęcić. To nie jest dyskusja, to jest totalna krytyka. Reklama , zwłaszcza społeczna, powinna być małym dziełem sztuki.
Tak śmiem tak twierdzić, że ma zachwycać, a nie zniesmaczać, wzbudzać podziw i wzruszenie, a nie rubaszny śmiech. Powiem więcej, ten spot wzbudza we mnie politowanie swym niskim poziomem. Durne pomysły należy piętnować.
Marzę o dobrych, chwytających ze serce reklamach społecznych. Czy naprawdę nie ma w naszym kraju twórców, którzy potrafią dobrze „sprzedać” dzietność?
A skoro nie ma, to niech się nawet za to nie biorą.